top of page
ryszardm

Spotkanie z Jezusem

Zaktualizowano: 27 sty 2019

Historie, które cię poruszą, pobudzą i zastanowią



Z wielką radością oddajemy do rąk czytelników niniejszy zbiór świadectw. Są to historie ludzi, którzy wcześniej kroczyli różnymi ścieżkami w poszukiwaniu sensu życia i Boga. Byli uwikłani w różne sprawy i mieli rozmaite koleje losu, niektórzy mieli problem z uzależnieniem od narkotyków, alkoholu, inni byli bezdomni lub poruszali się w świecie przestępczym, szukali szczęścia w ruchach religijnych i wschodnich sektach, jeszcze inni zostali w dzieciństwie ogołoceni z rodzicielskiej miłości, nie otrzymując tego, co jest potrzebne w początkowej

fazie życia. W którymś momencie swojego życia doszli do krańca swoich możliwości, wołali w swojej niemocy, a Bóg nie pozostał głuchy. Posłał ludzi ze swoim Słowem, aby przywrócić nadzieję, uleczenie i pokazać drogę wyjścia. W każdym opowiadaniu pojawia się Chrystus, który ma moc, aby wyrwać człowieka z najtrudniejszej sytuacji i położenia oraz dać mu nowe życie.

Autentyczne historie, które zostały tutaj przedstawione, pokazują, że chrześcijaństwo nie jest martwą religią, która nakłada ciężkie jarzmo na człowieka, ale wręcz przeciwnie, jest manifestacją mocy Jezusa Chrystusa, który takowe jarzmo zdejmuje. Nie ma znaczenia stopień zaangażowania ani wielkość zniewolenia. Ważne jest, czy człowiek jest w stanie się otworzyć, uwierzyć i przyjąć wolność, którą daje Jezus Chrystus. W tych historiach Bóg nie wisi bezsilnie na krzyżu, ale skutecznie działa w życiu tego, który Go zaprasza i przyjmuje Jego warunki. Jest Bogiem miłości, cierpliwości, wyrozumiałości, długiego wyczekiwania. Nie karci, nie obwinia, nie patrzy srogo z góry. Jest blisko, słyszy każdy szept, każdy odruch serca, każde wołanie, zgodnie z fragmentem z Listu do Rzymian 10,6-13:

A usprawiedliwienie, które jest z wiary,

tak mówi: Nie mów w sercu swym: Kto wstąpi do nieba?

To znaczy, aby Chrystusa sprowadzić na dół;

albo: Kto zstąpi do otchłani? To znaczy,

aby Chrystusa wywieść z martwych w górę.

Ale co powiada Pismo? Blisko ciebie jest słowo,

w ustach twoich i w sercu twoim;

to znaczy, słowo wiary, które głosimy.

Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem,

i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych,

zbawiony będziesz.

Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu,

a ustami wyznaje się ku zbawieniu. Powiada

bowiem Pismo: Każdy, kto w niego wierzy, nie będzie

zawstydzony. Nie masz bowiem różnicy między Żydem

a Grekiem, gdyż jeden jest Pan wszystkich, bogaty dla

wszystkich, którzy go wzywają. Każdy bowiem, kto wzywa

imienia Pańskiego, zbawiony będzie.

Mamy nadzieję, że czytając te historie, odnajdziesz Boga, który działa w codziennym życiu, i odkryjesz Tego, który żyje. Życzymy miłej lektury i przeżywania tajemnicy spotkania z Wszechmogącym.


. Wydawca

Fragment świadectwa Marcina:

28 stycznia 2003. Wychodzę na ulicę i wszystko wygląda zupełnie inaczej. Kolory się rozjeżdżają, nabrały niezwykłej intensywności, dźwięki się wydłużają. Sprawdzam, czy rzeczywiście dotykam stopami ziemi. Może mi czegoś nasypali do tej herbatki? Może mnie zahipnotyzowali? Biegnę do znajomych, stary hipisowski dom, wiele razy tam byłem, zawsze były narkotyki, odpowiednia muza. Na dzień dobry kumpel patrzy na mnie i mówi: ‘Diabeł, co ci się stało?’ ‘Już nie jestem diabeł’ – odpowiadam po raz pierwszy w życiu. – ‘Jestem Marcin. Właśnie oddałem swoje życie Jezusowi’. Płacząc, śmiejąc się, nie rozumiejąc, co się stało, pobiegłem do domu.

Zimowa noc. Mam jakieś pięć lat. Za zamkniętymi drzwiami siedzi Mama. Coś mnie budzi i każe wejść na parapet i otworzyć okno. Robię to posłusznie. Teraz mówi, że mam skoczyć. W tym momencie do pokoju zagląda Mama i przerażona, ściąga mnie z parapetu. Rodzina, poważnie zaniepokojona, odprawia nade mną różne odczyny. Rozbijają mi jajko nad głową. Szepcą jakieś zdania. Od tej pory coś zaczyna regularnie przychodzić do mojego pokoju. Zamiast sufitu jest lej ognia. Wiem, że to coś jest złe, ale nie mam nad tym żadnej władzy. Każe mi robić różne rzeczy, które napawają mnie ogromnym wstydem. Jestem jak marionetka. Świadomość duchowej rzeczywistości głęboko znaczy mój świat. Wolę jednak o tym nie mówić. Mało kto rozmawia na te tematy. Jestem zagubiony.

Mam troje rodzeństwa, ale Tato mnie nie lubi. Często krzyczy, że jestem bękartem. Potem zaczyna mówić, że jestem cwelem. Nie wiem, co to znaczy, zrozumiem dopiero, jak trafię do środowiska żyjącego na granicy prawa. Szokuje mnie i łamie znaczenie tego słowa. Budzi się głęboki gniew i nienawiść do Ojca, dodatkowo naznaczone alkoholem i słowami pełnymi przemocy. Wzajemna nienawiść narasta.

Mam może 15 lat, życie jest bez sensu. Dopytuję się o tabletki nitrogliceryny, które Tato bierze na serce. On bierze po pół tabletki i ssie jak najdłużej. Ja biorę całe opakowanie i zjadam wszystko, co tam jest. Powinno zadziałać. Zdziwiony, budzę się pośród żywych, lekko przytłumiony.

Mam 17 lat, spadam z drzewa, w czterech miejscach łamię kręgosłup. Wypis ze szpitala mówi o kompresyjnym złamaniu kręgów od TH8 do TH12. Cudem żyję dalej. Przypominam sobie, że kiedyś przygniótł mnie wał ciągnięty przez konia, przeżyłem. W czasie szkolnych wygłupów zatrzymałem się na kawałkach szkła. Powoli pomagają mi się wydostać, za chwilę z górnej części drzwi spada kawał szkła; gdyby spadł wcześniej, pewnie przebiłby mnie na wylot. Jeszcze kilka razy próbuję popełnić samobójstwo albo ulegam wypadkom. Pewnego dnia przy próbie zakończenia życia pod kołami samochodu ktoś/coś wyrzuca mnie w pole razem z moim kolegą, który próbuje mnie ratować, ale traci panowanie nad swoim ciałem.

Mam 18 lat. Ojciec wyrzuca mnie z domu. Jest środek zimy. Nie wiem, dokąd pójść. Właśnie zacząłem pracować w pracowni rzeźbiarskiej. Tak trochę przez pomyłkę. Jestem po szkole meblarskiej i szukam pracy przy stolarce, ale rzeźbiarz dochodzi do wniosku, że dobrze mi z oczu patrzy, więc pozwoli mi na próbę z nim pracować. Idę oddać klucze do pracowni, potem może jakiś dworzec albo spróbuję się zabić. Rzeźbiarz proponuje, żebym zamieszkał u niego w garażu. Trochę zimno, w nocy pod przykrycie włażą też pająki, inne robaki i w końcu zaprzyjaźniony szczur. Przynajmniej mają się o kogo ogrzać. Pozostanę tam przez dwa lata. Najgorzej, jak temperatura spada poniżej 20 st. C. Wszystko zamarza. Głód, bieda i zimno stają się częstymi towarzyszami. Płaczę, przeklinam Boga, oskarżam Go. Zaczyna powracać świadomość duchowej rzeczywistości. Składam wewnętrzną przysięgę, że pokażę jeszcze ludziom, na co mnie stać. Szczególnie Ojcu.

Zaczynam szukać możliwości zaangażowania się w okultyzm. Chodzę do księgarni, czytam książki, wypisuję zaklęcia. Wszystko pasuje do ksywy Diabeł, jaka towarzyszy mi od czasów zawodówki. Często na życzenie innych składam runy, przepowiadam przyszłość i mówię o przeszłości. Noszę kamienie do składania runy zawsze przy sobie. Fascynuje mnie voo-doo. Zaczynam go używać, żeby przyciągnąć do siebie dziewczynę, z którą kiedyś chodziłem. Poskutkowało, ale nasza relacja jest koszmarem. Ludzie przynoszą zdjęcia do czarów, wykorzystuję do tego kości. Jestem coraz bardziej rozdrażniony i rozczarowany, i świadomy mocy, która mi towarzyszy. Pojawiają się narkotyki i coraz więcej alkoholu. Zaczyna się od niewinnej trawy, potem marihuana, haszysz, kończy się na amfetaminie, którą biorę dożylnie przez trzy lata. Na początku jestem bohaterem, potem zbieram w parku zużyte igły, staję się szczurem, który boi się za dnia wychodzić z domu. Okazuje się, że mam wirusowe zapalenie wątroby typu C. To mnie załamuje jeszcze bardziej. Już nigdy nie będę mieć domu, dzieci, rodziny. Wołam w rozpaczy do Boga, jeśli jest, tak na wszelki wypadek, w nadziei, że jest tam gdzieś może Ktoś lepszy niż duchowa rzeczywistość, którą znam na co dzień …

2 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

コメント


bottom of page